Beeing here like a dream... My own world... :-)

wtorek, 29 marca 2016

No i znalazłam

Pewnie dwa miesiące po tym nieszczęsnym poście o stoperze w dłoni się... zakochałam. był straszny wybuch, mdłości, motyle w burzchu, pocałunki przy muzyce i odwzajemnienie tej miłości natychmiastowe. Nawet wczoraj troszke nie mogliśmy się dogadać, ale to nic nie zmieniło... jestem  zakochana. czasem jest cięzko, czasem trudno, ale mam wolna głowę i nie mam obsesji to juz jest coś hahaha polecam. tak się żale, że facet zajmuje mi czas, ale ani sekundę nie zatapiałam się w myślach o samotności ^^  niby taka nieszczęśliwa, a tak naprawde to mam nadzieje nowa i siłę i jestem szczęśliwa. oczywiście może i mógłby byc ktoś lepszy, jakiś ideał, ale ja tego pana kocham chociaż czasem mnie denerwuje . Ale ciekawe co będzie za kilkanaście lat jak przeczytam ten post czy go będe wychwalac pod niebiosa czy zwyzywam od ostatnich i puszczę z torbami hahaha Ale narazie jestem szczęśliwa i uważam , że jest złocistym leśnym skarbem moim. i chcę żeby tak było zawsze, żeby zawsze zasługiwal na mją miłość. No i już się nie muszę zamartwiać , że zgorzknieje i będe przypominac suchar jakiś ^^ :-P Będe mega laską, karmioną miłością zakochanego faceta, przynajmniej na ten czas ^^ jaka przyszłośc będzie nikt nie wie :-)

środa, 13 maja 2015

samotna

Udaję, że uwielbiam być sama, że nie potrzebuję faceta...udaję i śmieję się... niby mam fajne życie, a ja mam wrażenie, że z tego braku faceta zaczynam wariować, zaczynam angażować się w jakieś głupie ryzykowne projekty, z facetem bym szła do kina, teatru, na randkę, a ja cały czas chcę brać udział w jakiś agresywnych męskich sportach, nawet zaczęłam się zastanawiać czy nie zacząć ryzykować zyciem...bo takie życie...eh...co jest warte, zero rodziny, domu, WTF, okropnie przygnębiające... musze naprawdę ruszyć z kopyta, dom, rodzina mnie przytrzymuje, nawet jak mi wygodnie, muszę spierdalać bo mi zniszczą życie, będę niesamodzielna etc.  Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi sie zapłakać, tak płakałam, że jestem sama, nigdy dotychczas tak nie miałam, zawsze to znosiłam, teraz boli okropnie, już tego nie daję rady znieść, masakra  ;-(   ;-(   :-(  Nie mam w sobie radości, chęci życia... jak mam przyciągnąć faceta na radosna dziewczynę, radosnej dziewczyny już dawno nie ma, nie ma mnie...jestem zdesperowaną dziewczyną, ze stoperem niemalże w dłoni, odliczam czas, jak długo jestem sama, kiedy kogoś znajdę, jest to powoli moja obsesja bo samotność mnie kurwa cholernie boli, boli, boli, boli... i już nie mam siły z nią kurwa walczyć, a szkoda, a żałuj...bez sensu...

sobota, 22 listopada 2014

na cenzurowanym...

nie wiem co ja taka jestem, niby nic, niby normalna imprezka... nie wiem, mam wrażenie, że za bardzo poszalałam, no nie wiem...zawsze tak szaleję, oczywiście zdarzają się mniejsze ilości alkoholu??? nie wiem... zawsze coś wypiję i szaleję, ale nigdy jakoś tego nie rozważałam,  że coś nie tak, zawsze tańczyłam w kółeczku albo z dziewczynami, a teraz za bardzo się wygłupiałam mam wrażenie, że stale z kimś gadałam, pytlowałam jak najęta ;-) zaśmiewałam się, gadałam głupoty i robiłam z siebie idiotkę, oczywiście wtedy byłam happy i w ogóle mam wrażenie, że ci ludzie też mnie polubili, ale mam wrażenie, że osoby trzeźwe mogły być zdegustowane, wiesz ja nigdy ale to przenigdy o tym nie myslałam...hmmm, ale wiesz, zawsze tak było, tyle lat, zawsze jakaś imprezka, bez przesady, nawet na 2 roku pamiętam jak sobie podpiłam świetnie to byłam taka uhahana, że miałam mega kaca a teraz żadnego kaca, a szczególnie w zeszłym roku byłam na tylu imprezach, a na zakończenie roku to się mega zlałam i co...jakoś wróciłam do domu ;-) rozmawiałam z obcymi facetami i nie miałam problemu, a teraz sie zrobiłam jakaś nie wiem...myślę, a jak to źle, a co rozmawiać mogę tylko ze swoim facetem i tańczyć, bez przesady, ale mnie na wyrzuty sumienia wzięło, nigdy po imprezie nie miałam problemów, a tych imprez było z 10 jak nie więcej i były zakrapiane jak się patrzy ;-) Tylko, mam wrażenie, że czasem zdarzało mi się zachowawczo rozmawiać a poziomie, nawet po alko i nie tańczyłąm  - a pamiętam jak potańczyłam w zeszłym roku na urodzinach P. to tak mnie kark bolał, że to jakaś masakra. Teraz tak nie ma, a pamiętam, że wracałam o 2, albo wyszłam o 2 wracałam o 3, a teraz taka  zachowawcza impreza, a ja mam taaakie wyrzuty sumienia, a nic nie zrobiłam oprócz dobrej zabawy...bo naprawdę się bawiłam PRZEDNIO, super osoby, super dyskusje, super żarty, mnie się wydaje chyba, że za stara jestem czy co???  Nie wiem... Strasznie sie zrobiłam taka porządnisia, ehhh...dziewczyno będziesz stara, to będziesz siedzieć i szyć skarpety, a teraz to normalka, że musisz żartować, bawić się, wyrywać ;-)   A Elvis - on to miał tyle kobiet i to jest po prostu sympatia wobec kobiet, a nie niewiadomo co ;-) A ja mam sympatię wobec mężczyzn, oh mam...uwielbiam szczerze mówiąc, ja jestem wielką fanką mężczyzn, ale chyba nie obłapiania i przypadkowego seksu...ale wiecie, ja jestem taka głupia a teraz to wszystko jest takie popularne, ale chyba ta z tym new boyfriend powinna czuć się winna a nie ja, ja jestem przeciwniczką tego wszystkiego, ale kiedy jest ta granica pomiędzy byciem miłym dla faceta a  podrywem, albo ślinieniem się na niego, ja jestem kumpelą tylku facetów, że ja właściwie nie wiem co do nich czuję, bardzo ich lubię...a czy coś więcej, ciężka sprawa!!! mam nadzieję, że nie, ale wiadomo każda babka lubi facetów i nie doszukujmy się jakiś podtekstów niesamowitych.. ja to sobie jaja robiłam a nie niewiadomo co ;-) Ale masakra trochę kompromitacja, ale co mi tam. Jest impreza jest zabawa!!!!

sobota, 15 listopada 2014

gdzieś to trzeba wyrzucić z siebie

wyrzucałam to z siebie nie raz i pewnie nie dwa. Była sobie dziewczyna,  która poznała dawno, dawno temu faceta, ten facet był z nia zaprzyjaźniony, ale po roku znalazł sobie prawdziwa dziewczynę, wtedy jego koleżance pękło serce, była wściekła, ale zaakceptowała to, bo nie chciała go stracić ;-( Ale ich znajomośc trochę podupadła, tak się stało, że po roku znów na siebie wpadli i co? bardzo się polubili, spędzali ze sobą dużo czas, zawsze się rozumieli, mogli rozmawiać ze sobą godzinami, on dawał jej bransoletki, ona łapała go żeby jej pomógł wchodzić na schody i śmiali się...zawsze go lubiła, potem było jeszcze gorzej bo spędzali ze sobą jeszcze więcej czasu, ona go bardzo lubiła, on ją też...jak o tym myślę, to cierpię i to bardzo!  Bardzo się do siebie zblizyli, potem nie widzieli się długo, a jak się juz zobaczyli to tak im się dobrze rozmawiało, że byli nierozłączni przez jakiś czas, a nadal by  byli, ale sytuacja się zmieniła i nie mieli już tak często ze sobą do czynienia...ona za nim tęskni i to bardzo, mimo, że on nie jest perfekcyjny to ona go kocha, okropne słowo, że go kocha, płakać mi się chce, ja cierpię, że on wybrał inną, bo nikogo nie zdarzyło mi się kochać mimo jego wad, na dodatek i to jest najgorsze, ja czasem widzę w jego oczach, że mnie lubi i za mną tęskni, może sobie dopowiadam za duzo, nie wiem...to  jest dla mnie cierpienie...bo tak bardzo bym chciała go miec, a wtedy bym mu przychyliła nieba chyba, bo nie mogłabym stracić takiego kochanego człowieka, małego aniołka, właściwie to płakać mi się chce przez niego, kto wie, czy to nie przez niego boli mnie głowa ;-(  Ciągle o nim myślę, ciągle za nim tęsknię, ja która nie jestem jakąś słabeuszką, ale silna kobietą, nie potrafie sobie poradzić z ta sytuacja, oczywiście pewnie umiałabym pokochać innego, bo czemu nie, ale za nim tęsknie, nie mogę się pogodzić, że wybrał kogoś innego, na sama myśl, że jej nie zostawi, że zżył się z jej rodziną, mimo, że ją znam i lubię, cierpię... Tęsknię za nim, a chciałabym zapomnieć, napisałabym jaki jest kochany, jaki sympatyczny, że jest i do pośmiania i do pomocy, oczywiście nikt nie jest perfekcyjny, ale przy nim nie mam  takich oporów, że mnie wyśmieje, że opowie to innym, przy nim czuję, że mogę mówić, wszystko...ufam mu i wiem, że on jest kochany, oczywiście chciałabym o nim zapomnieć, albo jak go widzę to tak bardzo go nie kochać, ale co zrobię, mam go kochać jak rodzinę? Żal mi jest, że takie kochane słoneczko nie jest moje i oczywiście, że życzę mu wszystkiego najlepszego i bardzo dużo szczęścia i radości, żebym miał dom, żonę i dzieci, ale gdzies tam w głębi to mi za nim serce płacze, nie chciałabym żeby o mnie zapomniał, chciałabym żeby pamiętał, oczywiście właściwie to nie wiem, trudno stwierdzić, bo też jakoś nie ma tak, żebyśmy sie kontaktowali czy coś, bo wiadomo, że sa granice i nie wypada, ale jak sie widzimy to przeciez to nie są moje urojenia, że między nami iskrzy i to jest smutne, że te iskry wypalają mnie od wewnątrz, powodując smutek i tęsknotę, ja nie mówię, że on nie ma wad, bo ma, ale kocha się mimo wad, a ja rzadko kiedy kogoś kocham..nie wiem czy go kocham zresztą, ale to już tyle lat...tak czy siak go kocham, jesli nie jako partnera to kocham go jak rodzinę i nie wyobrażam sobie, żeby takie słoneczko nie pojawiało się od czasu do czsu w moim życiu ;-( To trochę taka nieudana miłość, a szkoda, ale mi smutno z tego powodu. Wiem, że powinnam sobie kogoś znaleźć, on mi nic nie blokuje, ale ja nikogo w zyciu nie poznałam, kto mnie rozumie jak on...najgorsze, że mam jeszcze kilku fajnych kolegów, którzy sa bardzo fajni, ale jednak wiesz...maja swoje dziewczyny, a ja nie mam takiego fajnego kontaktu z koleżankami, jak z kolegami...koledzy sa mili, dbają o mnie, a koleżanki tego nie robia, dlatego tak cenię sobie kolegów, którzy maja dobre serce i dystans do siebie...Czasem mówię sobie, że oni mnie zwodzą i wykorzystują, jak nie ma ich dziewczyn w pobliżu to mnie traktują jak swoją dziewczynę, może się mną bawią?  Ale tak nie jest bo często są pomocni, przepraszają, mają dobre serduszka, te dobre serca powodują, że lubię ich mimo ich wad...Eh...kto by pomyślał, że ja zimna feministka powiem takie rzeczy, z cała pewnością nie publicznie...to są takie kwiatuszki i aniołki, ja nie mam przyjaciółek żadnych, mam tylko kilku przyjaciół właśnie, nie wiem czemu, których tak bardzo kocham zresztą...może mi się uczucia mylą ;-) ;-(  Wiem, że powinnam zaakceptować to odrębne zycie,  szczególnie jego odrębne zycie, nie chcę dać mu odejść, bo będzie mi bez niego smutno, a jemu beze mnie, a może sobie dopowiadam, chciałabym byc po prostu koleżanką, a nie jakąś skrytą i bolsną miłością...nie wiem zobaczę jak to w zyciu wyjdzie, ale postaram się zdystansować, bo gdybym wiedziała, że będziemy razem, a ciągle się niestety łudzę to bym walczyła, ale jesli on chce byc z nią to co, lepiej nie męczyć nas obojga, bo się oboje męczymy, bo jak się spotykamy to nie możemy się rozstać i strasznie się cieszymy ze swojej obecności, ale potem musimy sie rozstać, bo co zrobić i ja się męczę, a czy on to nie wiem, ale pewnie jest mu też smutno bo to sie czuje...czasem się zdarza taka nieszczęśliwa miłość, mam nadzieję, że dla mnie chodzi gdzies po świecie jakies kochane słońce, które skradnie moje serce i, że Bóg podesle mi je już niedługo, bo naprawdę potrzebuje po prostu kogoś pokochać, wielu ludzi potrzebuje kogoś pokochać, a z moim kochanym słoneczkiem najwyżej zostaniemy przyjaciółmi, nie nazywam zwykle facetów słoneczkami i kwiatuszkami, ale jak nazwać dobra i kochana duszyczkę...często nie doceniałam facetów, byłam na nich zła, ale widzę jacy sa i bardzo ich lubię tak po prostu ;-) Ach moi kochani faceci ;-)

czwartek, 2 października 2014

Mała dupa

przynam się szczerze, że to po prostu muszę zakończyć i tyle. Nie mam ochoty na umizgi do P. już dłużej, jestem conajmniej zniesmaczona, wydurniam się, a to co robię jest nieskuteczne, także KONIEC z tym. P. straciłeś mnie definitywnie, nie jesteś dla mnie nikim waznym. Nie wiem gdzie miałam oczy kiedy kumplowałam się z M., ja się z nim naprawde kumplowałam, uważałam, że jestem świetna, i że jesteśmy super przyjaciółmi. zmęczyłam się nim, na dodatek uważam, że on przynudza!!!! W ogóle mam wrażenie, że jedyne, co umiem dobrze  robić to kompromitować sie publicznie. Co za porażka i wstyd. Masakra!!! Nie wiem co mi sie działo z mózgiem pół roku temu, wiecznie byłam zakochana, i uwazałam, że wszystko, co robię jest zabawne i cudownie smieszne...nie wiem naprawdę!!! Aha i z klonem El. też kończę, nawet go nie widuję, także ten ;-) PS  On sam ze mną zakończył, uwierz, że przechodziłam koło niego, a on udał, że mnie nie widzi i nie zna, szkoda, że swego czasu się tak dobrze ze mną bawił, no cóż...faceci...szkoda, że tacy są!!!  No plus nagabywania z kim jestem. Kurde z nikim debile, pozdrawiam.  KONIEC KONIEC KONIEC KONIEC KONIEC KONIEC Mam w dupie małe sklepiki. Mam w dupie debilnych facetów. Nie znam  żadnego fajnego, a znam niewielu. Co za porażka. PORAŻKA. Naczytałam się bzdur w necie i  teraz sie uważam za jebniętą schizofreniczkę co najmniej, myslącą o małżeństwie obsesyjnie. To znaczy już jest pewne, że nie mam z kim ;-) także ten he he he PIEPRZE TO. Co będzie to będzie nie mam już sił nad tym sie zastanawiać ;-(

poniedziałek, 29 września 2014

Can't help fallin in love .... with you ELVIS PRESLEY

Chcę Ci przedstawić najcudowniejszego i najprawdziwszego mężczyznę wszech czasów...nazywa się Elvis Presley ;-) Dla mnie on jest po prostu kwintesencją męskości, wiesz...on jest tak niesamowicie męski, seksowny, ma idealna budowę ciała, idealna perfekcyjną twarz...no i głos ma tak cudownie niski, mam wrażenia, że on miał testosteronu ponad normę...;-) Jak na niego patrzę to nie mogę się napatrzeć ;-) Mogę godzinami, a jak widzę jak on sie rusza...oh...to mdleję, co najmniej jak te dziewczęta na koncertach...można powiedzieć, że to jest płytkie, ale nie tylko o wygląd chodzi, o głos, który jest bossski, niesamowity, mnie ten głos utula, głaszcze, jest balsamem dla moich uszu...tak jakby perfekcyjny mężczyzna coś do mnie mówił...nie nudzi mi się żadna z jego piosenek, dzieki temu, że ma tak idealny głos...Poza tym był dobrym, szczerym, zabawny, prostym chłopakiem, dbał o innych ludzi,  był bardzo hojny, miał dobre serce, lubił dobrą zabawę, może za wiele od siebie wymagał, może stał się zbyt mądry, zbyt wiele zrozumiał, za dużo zaczął dociekać i to wprowadziło go w depresję, dla mnie jest cudowną istotą, już tyle lat nie żyje a wciąż jest magią, zagadką, tajemnicą, wciąż dostaje morze miłości, które dał...tęsknię za nim, szczerze go kocham i nie wierzę, że go nie ma...wierzę, że on ciągle gdzieś jest...za dużo sobą wniósł by istota egzystencji mogła go stracić...Dziekuję mu, kocham go, pamiętam o nim i delektuję się jego muzyką. Elvis jest dla mnie odkryciem, za które będę wiecznie dziękować, jest elementem piękna w moim życiu, przeslicznym darem...dziekuję ;-)














tyle zdjęć a jedno piękniejsze od drugiego. Elvis był najprzystojniejszym facetem na całym globie i mimo, że urodził się w 1935 czyli 79 lat temu to nadal nie urodził się nikt o piękniejszym wyglądzie i lepszym głosie. Elvis= pure perfection ;-)

wtorek, 24 czerwca 2014

BRUNITO MARS...

Jak nastolatka, jestem chora na Bruno, o nikim i niczym innym nie mysle tylko o Bruno, ja mam sesję!!!! i co nic się nie uczę bo Bruno i Bruno...obejrzałam już tyle wywiadów, koncertów, teledysków, znam wszystkie jego  piosenki, prez niego jestem cały dzień pobudzona, rozemocjonowana, roztrzepana, tylko Bruno i Bruno...ale w sumie jestem szczęśliwa.. so damn sexy... dla mnie jest perfekcyjny, so so so cute ;)  Bruno = pure perfection, absolutnie mam obsesję, 1,5 miesiąca to trwa...choroba obsesyjna...



PS nie wiem jak do tego doszło, ale ja się zakochałam 24 czerwca w Elvisie Presley'u, a tu takie wyznania do Bruno Marsa...to było chyba kilka godzin przed Bruno ;) Bo od 24 ani razu Bruno nie słuchałam. Sorry Bruno...znalazłam lepszego...i tyle ;-)