wyrzucałam to z siebie nie raz i pewnie nie dwa. Była sobie dziewczyna, która poznała dawno, dawno temu faceta, ten facet był z nia zaprzyjaźniony, ale po roku znalazł sobie prawdziwa dziewczynę, wtedy jego koleżance pękło serce, była wściekła, ale zaakceptowała to, bo nie chciała go stracić ;-( Ale ich znajomośc trochę podupadła, tak się stało, że po roku znów na siebie wpadli i co? bardzo się polubili, spędzali ze sobą dużo czas, zawsze się rozumieli, mogli rozmawiać ze sobą godzinami, on dawał jej bransoletki, ona łapała go żeby jej pomógł wchodzić na schody i śmiali się...zawsze go lubiła, potem było jeszcze gorzej bo spędzali ze sobą jeszcze więcej czasu, ona go bardzo lubiła, on ją też...jak o tym myślę, to cierpię i to bardzo! Bardzo się do siebie zblizyli, potem nie widzieli się długo, a jak się juz zobaczyli to tak im się dobrze rozmawiało, że byli nierozłączni przez jakiś czas, a nadal by byli, ale sytuacja się zmieniła i nie mieli już tak często ze sobą do czynienia...ona za nim tęskni i to bardzo, mimo, że on nie jest perfekcyjny to ona go kocha, okropne słowo, że go kocha, płakać mi się chce, ja cierpię, że on wybrał inną, bo nikogo nie zdarzyło mi się kochać mimo jego wad, na dodatek i to jest najgorsze, ja czasem widzę w jego oczach, że mnie lubi i za mną tęskni, może sobie dopowiadam za duzo, nie wiem...to jest dla mnie cierpienie...bo tak bardzo bym chciała go miec, a wtedy bym mu przychyliła nieba chyba, bo nie mogłabym stracić takiego kochanego człowieka, małego aniołka, właściwie to płakać mi się chce przez niego, kto wie, czy to nie przez niego boli mnie głowa ;-( Ciągle o nim myślę, ciągle za nim tęsknię, ja która nie jestem jakąś słabeuszką, ale silna kobietą, nie potrafie sobie poradzić z ta sytuacja, oczywiście pewnie umiałabym pokochać innego, bo czemu nie, ale za nim tęsknie, nie mogę się pogodzić, że wybrał kogoś innego, na sama myśl, że jej nie zostawi, że zżył się z jej rodziną, mimo, że ją znam i lubię, cierpię... Tęsknię za nim, a chciałabym zapomnieć, napisałabym jaki jest kochany, jaki sympatyczny, że jest i do pośmiania i do pomocy, oczywiście nikt nie jest perfekcyjny, ale przy nim nie mam takich oporów, że mnie wyśmieje, że opowie to innym, przy nim czuję, że mogę mówić, wszystko...ufam mu i wiem, że on jest kochany, oczywiście chciałabym o nim zapomnieć, albo jak go widzę to tak bardzo go nie kochać, ale co zrobię, mam go kochać jak rodzinę? Żal mi jest, że takie kochane słoneczko nie jest moje i oczywiście, że życzę mu wszystkiego najlepszego i bardzo dużo szczęścia i radości, żebym miał dom, żonę i dzieci, ale gdzies tam w głębi to mi za nim serce płacze, nie chciałabym żeby o mnie zapomniał, chciałabym żeby pamiętał, oczywiście właściwie to nie wiem, trudno stwierdzić, bo też jakoś nie ma tak, żebyśmy sie kontaktowali czy coś, bo wiadomo, że sa granice i nie wypada, ale jak sie widzimy to przeciez to nie są moje urojenia, że między nami iskrzy i to jest smutne, że te iskry wypalają mnie od wewnątrz, powodując smutek i tęsknotę, ja nie mówię, że on nie ma wad, bo ma, ale kocha się mimo wad, a ja rzadko kiedy kogoś kocham..nie wiem czy go kocham zresztą, ale to już tyle lat...tak czy siak go kocham, jesli nie jako partnera to kocham go jak rodzinę i nie wyobrażam sobie, żeby takie słoneczko nie pojawiało się od czasu do czsu w moim życiu ;-( To trochę taka nieudana miłość, a szkoda, ale mi smutno z tego powodu. Wiem, że powinnam sobie kogoś znaleźć, on mi nic nie blokuje, ale ja nikogo w zyciu nie poznałam, kto mnie rozumie jak on...najgorsze, że mam jeszcze kilku fajnych kolegów, którzy sa bardzo fajni, ale jednak wiesz...maja swoje dziewczyny, a ja nie mam takiego fajnego kontaktu z koleżankami, jak z kolegami...koledzy sa mili, dbają o mnie, a koleżanki tego nie robia, dlatego tak cenię sobie kolegów, którzy maja dobre serce i dystans do siebie...Czasem mówię sobie, że oni mnie zwodzą i wykorzystują, jak nie ma ich dziewczyn w pobliżu to mnie traktują jak swoją dziewczynę, może się mną bawią? Ale tak nie jest bo często są pomocni, przepraszają, mają dobre serduszka, te dobre serca powodują, że lubię ich mimo ich wad...Eh...kto by pomyślał, że ja zimna feministka powiem takie rzeczy, z cała pewnością nie publicznie...to są takie kwiatuszki i aniołki, ja nie mam przyjaciółek żadnych, mam tylko kilku przyjaciół właśnie, nie wiem czemu, których tak bardzo kocham zresztą...może mi się uczucia mylą ;-) ;-( Wiem, że powinnam zaakceptować to odrębne zycie, szczególnie jego odrębne zycie, nie chcę dać mu odejść, bo będzie mi bez niego smutno, a jemu beze mnie, a może sobie dopowiadam, chciałabym byc po prostu koleżanką, a nie jakąś skrytą i bolsną miłością...nie wiem zobaczę jak to w zyciu wyjdzie, ale postaram się zdystansować, bo gdybym wiedziała, że będziemy razem, a ciągle się niestety łudzę to bym walczyła, ale jesli on chce byc z nią to co, lepiej nie męczyć nas obojga, bo się oboje męczymy, bo jak się spotykamy to nie możemy się rozstać i strasznie się cieszymy ze swojej obecności, ale potem musimy sie rozstać, bo co zrobić i ja się męczę, a czy on to nie wiem, ale pewnie jest mu też smutno bo to sie czuje...czasem się zdarza taka nieszczęśliwa miłość, mam nadzieję, że dla mnie chodzi gdzies po świecie jakies kochane słońce, które skradnie moje serce i, że Bóg podesle mi je już niedługo, bo naprawdę potrzebuje po prostu kogoś pokochać, wielu ludzi potrzebuje kogoś pokochać, a z moim kochanym słoneczkiem najwyżej zostaniemy przyjaciółmi, nie nazywam zwykle facetów słoneczkami i kwiatuszkami, ale jak nazwać dobra i kochana duszyczkę...często nie doceniałam facetów, byłam na nich zła, ale widzę jacy sa i bardzo ich lubię tak po prostu ;-) Ach moi kochani faceci ;-)